Obawiam się, że pierwszy rozdział znudził was. To jest zawsze nudne, kiedy w powieściach ludzie mówią i mówią bez końca. Ale musiałem opowiedzieć to wszystko, bo inaczej nie zrozumielibyście mojej historii. Najciekawsze książki są zawsze te, w których się coś dzieje. Tak samo jest w życiu.
Toteż nie opowiem w mojej książce o dniach, w których nie działo się nic nowego. Nie usłyszycie ode mnie ani razu ,,smutny dzień minął powoli'' albo ,,przechodziły dnie, miesiące, lata'', lub ,,czas mijał bez zmiany''. Bo czy się o tym mówi, czy nie, czas mija i nic w tym interesującego nie ma. Będę więc mówił tylko o ważnych zajściach i ciekawych przygodach. Każdy z was domyśli się, że jedliśmy, wstawaliśmy, myliśmy się i kładli spać. Powiedziałem to wujkowi Alberta z Przeciwka, który przyznał mi rację. On też jest literatem i zna się na takich rzeczach.
Postanowiwszy szukać skarbu w ziemi, pobiegliśmy na strych po łopaty. Znaleźliśmy nasze stare łopatki, które dostaliśmy przed trzema laty, gdy byliśmy nad morzem.
Pilno nam było zabrać się do roboty, ale dużo czasu straciliśmy na czyszczenie łopat, bo dziewczęta nie chciały kopać zakurzonymi. One zawsze mają takie dzikie fantazje. Znaleźliśmy miejsce niedaleko śmietnika (czytaliśmy już nieraz, że skarby bywają ukryte obok śmietników), ale grunt był twardy i natrafiliśmy na same kamienie.
Przenieśliśmy się zatem do ogrodu i tam, pośrodku klombu, zabraliśmy się do roboty. Praca była ciężka i jak dotychczas-bezowocna.
Właśnie Albert z Przeciwka zajrzał do nas przez parkan. Nie bardzo go lubimy, ale bawimy się z nim czasem, bo jego ojciec umarł, a należy być dobrym dla sierot, nawet takich, które mają matkę. Albert doprowadza nas do rozpaczy swoim porządkiem: nosi sztywne kołnierze i mankiety nieskazitelnej białości, jedwabne krawaty i aksamitne kurtki. Jak on w tym wszystkim może wytrzymać!
-Dzień dobry, Albercie z Przeciwka!
-Co wy tam robicie?
-Wykopujemy skarb-powiedziała Ala.-Wyczytaliśmy w starych manuskryptach, że tu należy szukać. Chodź, pomożesz nam. Gdy wykopiemy wielki dół, znajdziemy misę pełną złota i drogich kamieni.
Albert z Przeciwka wzruszył ramionami.
-Te skarby to pewno znowu jakieś bajki albo wasze wymysły.
Albert nie umie bawić się z nami; czyta niechętnie i w ogóle jest niemądry. Ale to nie jego wina.
-Chodź do nas-zaprosił Oswald-gdy wykopiemy skarb, podzielimy się z tobą.
-Nie chcę skarbu, nie lubię kopać i idę na podwieczorek.
-Chodź-zawołała Ala-pożyczę ci mojej łopaty, jest najlepsza!
Albert przyszedł do nas przez płot i wzięliśmy się ponownie do roboty. Dół stawał się coraz większy. Pomagał nam też pies, Rex, który doskonale kopie, zwłaszcza gdy szuka szczurów. Brudzi się przy tym bardzo, ale nawet z zasmoloną mordką jest najmilszym i najukochańszym psem.
-Należałoby przeprowadzić tunel-zaproponował Oswald-tym sposobem dostaniemy się do wielkiego skarbu.
-Szczury!-zawołałem. Rex zaczął warczeć. Oparł się na przednich nogach, kopiąc tylnymi, jak gdyby rzeczywiście węszył szczura.
Tunel wypadł wspaniale, miał już przeszło łokieć długości i byliśmy przekonani, że jeszcze chwila cierpliwości, a dotrzemy do skarbu.
Teraz z kolei Albert miał wejść do tunelu, ale nie chciał.
-Bądź mężczyzną-powiedział Oswald. (Nikt nie może zaprzeczyć, że Oswald postępuje jak mężczyzna).
Ale Albert nie chciał. Uważaliśmy, że obowiązkiem naszym było zmusić go do tego.
-W tym nie ma nic trudnego-zapewniała Ala.-Wejdziesz do tunelu i będziesz rękami usuwał ziemię, a potem przyklepiesz łopatą, ażeby tunel się nie zapadł. No chodź! Zamknij oczy, to nie zauważysz, że w tunelu jest ciemno. Ja tak robiłam. Przecież wszyscy byliśmy w tunelu prócz Dory, która się boi robaków.
-I ja się boję robaków!
Ale przypomnieliśmy mu, że nie dalej jak wczoraj złapał brunatną glistę i rzucił ją Dorze w twarz.
-Pozwólcie mi wejść nogami do tunelu. Będę kopał butami. Słowo honoru!
Zrobiliśmy to ustępstwo.
Albert wszedł do tunelu, a właściwie położył się w nim i tylko mu głowa wystawała.
-Kop, kop Albercie!-nalegała cała gromadka.
I Albert kopał z całej siły swoimi nowymi, żółtymi trzewikami. Nagle cały tunel zapadł się i Albert z Przeciwka został przyduszony ciężarem ziemi ziemi. Biedny chłopak!
Okropnie krzyczał, nie wiadomo czemu, bo ostatecznie nie cierpiał, a było mu tylko niewygodnie i nie mógł poruszać nogami. Chcieliśmy go nawet wykopać, ale darł się wniebogłosy, więc uradziliśmy, że najlepiej będzie pójść do kucharki Alberta z Przeciwka, opowiedzieć jej, że Albert został żywcem zagrzebany (ale tylko przypadkiem) i żeby była taka dobra i pomogła nam go wydostać.
Wydelegowaliśmy Dicka, który długo nie wracał. Albert z Przeciwka rozkrzyczał się tymczasem na dobre, bo wypluł ziemię, którą miał w ustach, i nic mu już nie przeszkadzało.
Wreszcie powrócił Dick z wujem Alberta z Przeciwka. Wuj Alberta ma długie nogi, jasne oczy i ciemną twarz. Dawniej był marynarzem, a teraz jest poetą. Lubię go bardzo.
-Bądź cicho przez jedną chwilę i powiedz, czy się uderzyłeś?
Albert odpowiedział, że go nic nie boli, bo chociaż jest wielkim tchórzem i mazgajem, nie kłamie nigdy.
-To nie lada robota wykopać mojego siostrzeńca-powiedział wuj Alberta z Przeciwka i poszedł do ogrodnika po wielką łopatę.
-Przyznać muszę, że nie jest mi obojętne dramatyczne położenie mojego siostrzeńca (wuj Alberta wyraża się czasem bardzo po literacku) i chciałbym wiedzieć, dlaczego został tu zakopany? Mam nadzieję, że nie użyliście siły.
-Tylko ,,siłę moralną''-rzekła Ala.
Dużo mówiono o sile moralnej w szkole, do której uczęszczała.
Pewno nie wiecie, co to jest siła moralna? Jest to zmuszanie do robienia tego, czego się nie chce, za pomocą kpin, dokuczań albo grożenia karą lub nagrodą.
-A więc użyliście siły moralnej?-zdziwił się wuj Alberta z Przeciwka.
-Tak-rzekła Dora-bardzo nam przykro, że właśnie Alberta, a nie kogoś z nas spotkała ta nieprzyjemność Właściwie to była moja kolej i ja powinnam była zejść do tunelu, ale ja się boję robaków, więc mnie zwolnili. Szukaliśmy skarbu.
-I zdaje mi się-przerwała Ala-że byliśmy tuż przy skarbie, gdy tunel zapadł się nad Albertem. Biedaczek-dodała z westchnieniem, a Albert z Przeciwka znowu się rozpłakał.
Wreszcie wuj wykopał go. Oblepiony błotem, z rozwichrzonymi włosami i zapłakaną twarzą wyglądał bardzo śmiesznie. Podeszliśmy do niego i dziewczęta zaczęły go całować. Nie wzruszył się tymi przeprosinami i zrobiło się nam nad wyraz przykro.
-A więc szukaliście skarbu?-pytał wuj Alberta z Przeciwka.-Obawiam się, że niewiele znajdziecie. Przestudiowałem niejedną książkę, tyczącą się tego przedmiotu. Nigdy nie słyszałem, aby w jednym ogrodzie można było znaleźć więcej niż jeden...a to co?
I wskazał coś błyszczącego na ziemi w tym miejscu, z którego wykopał Alberta. Oswald schylił się i podniósł pół korony* (*Korona-moneta angielska;wartość jej jest równa sześćdziesięciu pensom). Spojrzeliśmy wszyscy na siebie w niemym zachwycie (jak w powieści).
-Ale macie szczęście!-rzekł wuj Alberta-Oto po pięć pensów dla każdego z was.
-Nie, po cztery z ułamkiem!-zawołał Dick.-Jest nas siedmioro.
-Jak to? Albert należy też do poszukiwaczy skarbu?
-Naturalnie-odparła Ala.
I postanowiliśmy zmienić pół korony i dać Albertowi jego część.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
-Dziękuję za każdy komentarz oraz obserwację. To baardzo motywuje :D
-Zostaw link do swojego bloga! Chętnie wejdę.